Poziom 1
24-26 września 2025

2999 zł netto

(3688.77 zł brutto)
Zarezerwuj miejsce

No-code w rękach biznesu – szybkie testowanie bez kodu

Artykuły

Spis treści

  1. Szybciej niż IT, prościej niż brief
  2. No-code jako narzędzie do walidacji
  3. Jakość i skalowalność — czy no-code ma ograniczenia?
  4. Zmiana struktury, nie tylko tempa
  5. Dobre praktyki: jak wykorzystać w pracy narzędzia no-code?
  6. No-code to nie tylko technologia

Czy da się przetestować nowy pomysł na usługę, landing page czy funkcję, zanim pochłonie go pełnoskalowe wdrożenie? Jak sprawdzić, czy warto inwestować w dany kierunek, bez angażowania zespołów developerskich i wielotygodniowej produkcji?

Coraz więcej zespołów marketingowych i produktowych sięga po narzędzia no-code — i nie chodzi tu wyłącznie o szybkie budowanie stron, ale o uniezależnienie się od IT w wielu procesach testowania i optymalizacji.

No-code daje osobom nietechnicznym możliwość samodzielnej realizacji bardzo wielu zadań — od tworzenia stron po automatyzację działań — mówi Radek Śmigasiewicz z gProduc.io w niedawno przeprowadzonej rozmowie z CEO Symetrii, Szeranem Millo.

Szybciej niż IT, prościej niż brief

W tradycyjnym modelu zbudowanie nowego procesu, makiety, czy nawet landing page’a oznacza zdefiniowanie wymagań, zebranie zasobów, brief, komunikację z zespołem technicznym, wdrożenie, testy… Trzeba wpisać zadanie do sprintu. Poczekać. Przekazać poprawki. Poczekać jeszcze chwilę… No-code pozwala oszczędzić czas. Znika potrzeba tworzenia długich wytycznych, komunikacji między działami, tłumaczenia potrzeb zespołom deweloperskim. Marketerzy mogą działać tu i teraz.

W rozmowie z Symetrią Radek Śmigasiewicz z gProduc.io przyznaje, że żyjemy w świecie instant. Właśnie w takim kontekście testowanie pomysłów przy użyciu narzędzi no-code zyskuje szczególną wartość. Jeśli zespoły biznesowe mają do dyspozycji narzędzia, które pozwalają im samodzielnie wprowadzać zmiany, testowanie nie jest już osobnym projektem — staje się częścią codziennego rytmu pracy. Jeśli pojawia się hipoteza: „czy inny lead magnet lepiej działa na tym etapie ścieżki” — wystarczy kilka godzin, żeby to przetestować.

No-code jako narzędzie do walidacji

Częstą praktyką jest wykorzystanie narzędzi no-code jako etapu pośredniego między koncepcją a produktem — to podejście typu proof of concept. A z punktu widzenia użytkownika nie ma znaczenia, czy landing, z którego korzysta, został zbudowany przez dział IT, czy przez marketerkę w Webflow. Liczy się efekt: czy działa, czy jest zrozumiały, czy realizuje swoją funkcję. W tym sensie prototyp zbudowany w narzędziu no-code może być jednocześnie testem i pierwszym wdrożeniem — szczególnie że coraz więcej z tych narzędzi wspiera backupy, historię zmian, a nawet możliwość dołączania własnego kodu.

Jakość i skalowalność — czy no-code ma ograniczenia?

Jakość aplikacji budowanych w no-code nie odbiega od tych, które tworzy się w tradycyjnym procesie developerskim. Większość nowoczesnych narzędzi no-code działa w chmurze, co naturalnie ułatwia radzenie sobie ze wzrostem ruchu czy zwiększeniem liczby użytkowników. Nie trzeba martwić się o infrastrukturę ani optymalizację pod skalę. Platformy same zarządzają zasobami, pozwalając zespołom skupić się na produkcie i jego rozwoju.

Co więcej — tam, gdzie pojawia się potrzeba bardziej zaawansowanej funkcjonalności, wiele narzędzi umożliwia rozszerzenie projektu o własny kod (tzw. podejście low-code). To oznacza, że jeśli no-code przestaje wystarczać, nie trzeba zaczynać od zera. Można płynnie przejść dalej, nie tracąc efektów wcześniejszej pracy. W praktyce często okazuje się, że taka konieczność wcale nie przychodzi tak szybko. Jeśli produkt działa stabilnie, spełnia swoje zadania i daje się rozwijać, decyzja o zmianie technologii nie jest już oczywista.

Zmiana struktury, nie tylko tempa

No-code przyspiesza wdrożenia — to fakt. Ale poniekąd również układ ról w organizacji. Decyzje przesuwają się bliżej zespołów, które mają najwięcej kontaktu z użytkownikiem. To przewaga tam, gdzie liczy się iteracyjność:

  • testy A/B nie wymagają angażowania innych działów,
  • landing może powstać w jeden dzień, a nie w jeden cykl,
  • a modyfikacje w ścieżce onboardingu można przetestować bez projektowania całej aplikacji od nowa.

Dobre praktyki: jak wykorzystać w pracy narzędzia no-code?

Jego siła nie leży w tym, że działa bez kodu — ale że pozwala szybko przełożyć wiedzę o użytkowniku na działający interfejs, komunikat czy automatyzację. Ale żeby no-code naprawdę działał w organizacji, musi być dobrze osadzony, jako spójny element procesu. Jak to zrobić?

  1. Zacznij od konkretnego problemu. No-code najlepiej sprawdza się tam, gdzie testujemy coś nowego, chcemy szybko coś zmienić lub skrócić czas wdrożenia. Co dziś zajmuje zbyt dużo czasu? Gdzie zespół się zatrzymuje? Co mogłoby być prostsze, gdyby nie wymagało zaangażowania kilku działów?
  2. Sprawdź dostępne zasoby. W wielu firmach funkcje no-code są już dostępne — choć często nikt ich nie używa. Wbudowany kreator kampanii w CRM-ie, automatyzacje w narzędziach do mailingu, możliwości edycji landing page’y bez wsparcia developera — to może być konkretna oszczędność czasu.
  3. Myśl w małej skali, ale testuj na poważnie. Zanim coś wdrożysz na szeroką skalę, sprawdź to w ograniczonym kontekście. Nowa funkcja w aplikacji? Zrób MVP w no-code. Zbierasz leady na nowy produkt? Zrób landing w Webflow i uruchom kampanię. Sprawdź wyniki. Reaguj na dane.
  4. Nie rozdzielaj technologii od zespołu. No-code działa najlepiej tam, gdzie narzędzie wspiera codzienną pracę. Nie może być kolejnym systemem, który trzeba wdrożyć — tylko naturalnym przedłużeniem tego, co już robicie. Może wystarczy sięgnąć po to, co już działa w organizacji.
  5. Nie bój się wdrożeń pilotażowych. Rozpocznij od mniejszego wdrożenia, sprawdź reakcje użytkowników, zbierz dane — dopiero potem myśl o skalowaniu.

No-code to nie tylko technologia

Kiedy zespół ma narzędzie, które pozwala szybko przejść od pomysłu do działania — testowanie staje się naturalną częścią codziennej pracy. Nie trzeba uruchamiać dużego projektu, żeby sprawdzić nową koncepcję.

No-code to przesunięcie kompetencji bliżej biznesu. Narzędzie, które pozwala marketerom i zespołom produktowym działać szybciej i elastyczniej. Szczególnie, kiedy czas wdrożenia często decyduje o przewadze, a insight z badania może stracić aktualność zanim dotrze do zespołu. To podejście, które nie wymaga rewolucji organizacyjnej i może właśnie w tym tkwi największy potencjał no-code: nie w spektakularnych rozwiązaniach, ale w codziennej możliwości działania.

A jeśli chcesz zobaczyć, jak wykorzystać no-code z głową, posłuchaj całej rozmowy z Radkiem Śmigasiewiczem — praktykiem, który od lat projektuje i wdraża produkty cyfrowe oparte o to podejście.

Zobacz cały wywiad: https://youtu.be/zMFf8KTunYo

Podobne artykuły

 

Chcesz dostawać powiadomienia o nowych postach?

Zapisz się na nasz newsletter!